W dzisiejszym wpisie poruszymy sprawę delikatną i budzącą wiele emocji. Prawdopodobnie posypią się gromy na nasze głowy. Trudno. Takie ryzyko.
Nie tędy droga (dla deszczówki)
Nie tędy droga (dla deszczówki)
Wolimy napisać, jak ta sprawa wygląda z naszej strony niż udawać, że jej nie ma i chować głowę w piasek. W czym rzecz?
Druga połowa czerwca przyniosła obfite deszcze, czasem zamieniające się w ulewy. Nie ma siły. Zawsze po takich opadach na posesjach zostaje przez jakiś czas woda – zanim nie wsiąknie w grunt, zanim nie wyparuje, zanim - w trudniejszej sytuacji – nie odpompują jej strażacy lub służby miejskie (ZUK). Zdajemy sobie sprawę, że jest spore utrudnienie i to jest rzecz bezdyskusyjna. Ale w takiej sytuacji prosimy tylko o jedno – nie otwierajcie włazów kanalizacji sanitarnej i nie wpuszczajcie tam deszczówki. Z kilku powodów:
- opisywaliśmy Wam jak działa nasz system kanalizacji sanitarnej (przy okazji wpisu o jej wrogu nr 1). Najprościej powiedzieć, że jest to system naczyń połączonych. To nie jest tak, że jak coś wpadnie do rury kanalizacyjnej, to grawitacyjnie płynie do samej oczyszczalni Czajka. O owe „naczynia połączone” dbają przepompownie, które transportują ścieki od Czarnej Strugi do ulicy Bystrej w Warszawie. Każda z tych przepompowni ma określoną przepustowość – bez problemu dają sobie radę z normalnym transportem ścieków (także przy rosnącej liczbie mieszkańców). Co innego, gdy nagle w kanałach sanitarnych pojawią się nagle nadprogramowe ilości wody deszczowej (widzimy to na naszym monitoringu). Wówczas przepompownie mogą się wypełnić po brzegi i nie będą w stanie nadążyć z przesyłem. Wtedy woda, napiszemy bez ogródek – wymieszana z fekaliami – wybije na ulice lub nie daj Boże w Waszych domach. Po prostu lokalna katastrofa ekologiczna. Nikomu tego nie życzymy, ale pamiętajmy, że tak się może zdarzyć.
- drugim powodem są kwestie finansowe. Dzięki współpracy z Warszawą, nie musieliśmy budować oczyszczalni ścieków w Markach. Korzystamy z możliwości, które nam daje stołeczna „Czajka”. Tyle tylko, że stolica nie robi tego charytatywnie. Płacimy za każdy metr sześcienny ścieków, który trafia do Warszawy. Podstawą są dane ze specjalnego przepływomierza. W rezultacie płacimy MPWiK nie tylko za rzeczywiste ścieki kanalizacyjne, ale również za to, co ponadprogramowo trafi do jej sieci. Czyli m.in. deszczówkę. Im jest jej więcej, tym wyższe otrzymujemy faktury. Dodatkowo płacimy też za wyższe zużycie prądu przez pompy pracujące w przepompowniach. A to niestety potem wpływa na wysokość naszych taryf wodociągowych, które i tak nie są tanie (inwestujemy i spłacamy zadłużenie).
- trzecim powodem są kwestie prawne. W obecnych czasach nie ma już możliwości budowania tzw. kanalizacji ogólnospławnej, czyli łączącej ścieki sanitarne z wodą deszczową. Wynika to z rosnącego znaczenia wód opadowych w gospodarce. Obecnie są one zasobem, który należy chronić, najlepiej zbierając i poprawiając ubogi bilans wodny naszego kraju. Prawo więc zakazuje wpuszczania deszczówki do sieci sanitarnej. Nie chcemy w tym miejscu straszyć, ale uświadamiać. Wolimy za to chwalić tych, którzy – zgodnie z hasłem „Łap deszczówkę” próbują ją gromadzić i później przeznaczyć do podlewania.
Z góry dziękujemy za zrozumienie